niedziela, 27 lutego 2011

POJECHALIŚMY...


...do Empiku po dwie książki. Ja lekko wstawiona i obżarta po uszy po tradycyjnym niedzielnym obiadku u przed-teściów. Z tegoż to właśnie powodu ospała, a nawet lekko wkurwiona. Ale niech będzie. Empik. Zatem łazimy pomiędzy tymi regałami z tysiącem książek. Nowości. Bestsellery. Literatura faktu. Chuj. Nigdzie wybranych pozycji nie ma. Po przejściu kilku alejek zastanawiam się, kiedy przed-narzeczony wpadnie na genialny pomysł, żeby poprosić któregoś z co najmniej kilku pracowników przechadzających się tu i ówdzie o pomoc. A ten nic, tylko łazi i łazi. Ja coraz bardziej zapieram się w duchu, że nie zapytam. Ja pierdolę. I nic. Wychodzimy z pustymi rękoma. O, kurwa! Przed-narzeczony. Czasami jak się tak głębiej zastanowię nad przyszłością, to mi się odechciewa. Malina na przywołanie lata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz