niedziela, 31 lipca 2011

OSTATNI...


...dzień urlopu spędzam zalegając na kanapie i oglądając Tour de Pologne i Formułę 1. Fantastycznie. Włosy po umyciu straciły efekt ugładzonej stylizacji 'prosto od fryzjera' i znowu, zgodnie ze swą naturą, wywijają się tu i ówdzie, z irytującą nieregularnością, doprowadzając mnie tym samym do obłędu. Kolor jest wstrętny. Ciemny, szary, bury i uwydatnia mączną bladość mojej cery, której nota bene nie zamierzam zmieniać. Uroczo jest.

sobota, 30 lipca 2011

MŁODOŚĆ...


...przecieka mi przez palce. Smutno mi, samotno, brzydko i nijako. Przeczytałam gdzieś na Onecie czy innym Plotku, że aby mieć poczucie panowania nad własnym życiem, trzeba posprzątać w swoim portfelu. Wyrzucić te wszystkie świstki i paragony. To idę.

piątek, 29 lipca 2011

ZALICZYLIŚMY...


...włoską knajpkę na Żoliborzu, bar na Starym Mieście i spektakl w Parku Fontann. Pieszo pokonaliśmy z dziesięć kilometrów, przemierzając dzielnicę tam i z powrotem. Udany dzień.

czwartek, 28 lipca 2011

OBCY...


...mężczyzna porwał mnie z ławki. W sensie dosłownym. Podszedł, wziął na ręce i niósł na swój motocykl. Całkiem surrealistyczne przeżycie. Poza tym prawie trzy godziny spędziłam płacząc na brudnej, śmierdzącej klatce w betonowym molochu, wzbudzając litość przechodzących co i rusz sąsiadów. Mam też nowy kolor włosów. Ciemny i bury, niczym nasza letnia, kurwa, pogoda. Robota spowolniła. Urlop. Ja pierdolę.

wtorek, 26 lipca 2011

PODJĘŁAM...


…urlopową pracę na trzy czwarte etatu w kawiarni na Żoliborzu. Open space uodpornił mnie do tego stopnia, że nie zauważam świata dookoła. Sześć godzin picia kawy, zajadania się ciasteczkami owsianymi i delektowania kanapkami z pysznymi pastami. Jak do tej pory moje ulubione to oliwkowa i pomidorowo-orzechowa. Rajski odpoczynek. Brakuje jedynie palm kokosowych i koktajli z parasolkami.

piątek, 22 lipca 2011

SPOTKANIA...


…zwieńczone spektakularnym sukcesem. Urlop rozpoczęty. Sześć godzin w jedynej kawiarence na Placu Wilsona. Odkopuję się z zaległości.

środa, 20 lipca 2011

JESZCZE...


...dwa dni i pięć spotkań. Szesnaście godzin i tydzień przynajmniej częściowego wytchnienia od zgiełku open space'u. Zamierzam spędzać poranki w kawiarenkach przy filiżance aromatycznego cappuccino i chrupiącym croissancie, nadrabiając zaległości w lekturze z kilku miesięcy. Urlop w mieście.

wtorek, 19 lipca 2011

W TROSCE...


…o polepszenie jakości życia, zamówiłam cztery książki z obszaru psychologii stresu. Zamierzam przystąpić do walki wychodząc z założenia, że aby pokonać wroga, należy go najpierw dobrze poznać. Plan działania jest. W skuteczną realizację wierzę.

poniedziałek, 18 lipca 2011

CODZIENNIE...


…około czwartej trzydzieści budzą mnie hałasy pierwszych przejeżdżających pod moim blokiem tramwajów. Do siódmej dosypiam niespokojnie, budząc się jeszcze kilkakrotnie. Przede mną stresujący tydzień i ważne piątkowe spotkanie, co do którego są wielkie oczekiwania, że zostanie zakończone sukcesem. Cztery dni napięcia i długo oczekiwany urlop, który spożytkuję na doszlifowywaniu umowy. Pełnia szczęścia.

niedziela, 17 lipca 2011

PRAWDA...


...ponownie odkryta. Przyczyną większości moich sukcesów, jak również wielu niepowodzeń jest mój perfekcjonizm. Często to co dla jedynych jest powodem do dumy, dla mnie nie mieści się nawet w granicach dopuszczalności. Wyniszczająca przypadłość.

sobota, 16 lipca 2011

TOCZĘ...


...wewnętrzną walkę, by nie ulegać negatywnym myślom i nie dołować się po raz enty z tych samych powodów. Mimo usilnych starań i tak dochodzę do tej samej refleksji. Spędzam godziny z nosem wlepionym w monitor komputera, a życie przecieka mi przez palce.

piątek, 15 lipca 2011

PRÓBUJĘ...


...przetrzymać ból spowodowany nadwrażliwością zębów po zabiegu wybielania. Czytam. Oglądam. Słucham. Chcę się wyciszyć, odprężyć i odpocząć. Weekend z uśmiechem jak z reklamy!

czwartek, 14 lipca 2011

KIEDYŚ...


...chciałam pracować w komunikacji. Całe szczęście, że los mnie skierował na nieco inne tory. Dziś musząc od czasu do czasu wystukać kilka słów ubierając gówno w błyszczący papierek, jestem przekonana, że gdybym musiała utrzymywać się z takiego pisania, umarłabym z głodu.

środa, 13 lipca 2011

PIERWSZA NOC...


…w nowym miejscu za nami. Jest miejsko i głośno. Przeprowadzka dała mi w kość. Jestem zmęczona, obolała i posiniaczona. Udostępniłam poprzednie mieszkanie dla zainteresowanych. Podoba się i znając realia pewnie już się ktoś na nie zdecydował. Pójdzie za kilka stówek mniej, niż my płaciliśmy. Chytry dwa razy traci.

wtorek, 12 lipca 2011

SPRZĄTANIA...


…porządkowania, organizowania ciąg dalszy. Jest coraz przytulniej i piękniej. Będzie nam się dobrze mieszkało. Welcome to my Place!

poniedziałek, 11 lipca 2011

JESTEM...


...zafascynowana nowym zajęciem. Zaabsorbowało mnie na tyle, że z trudem mi przychodzi oderwanie się od niego i poświęcenie kilku minut na pisanie bloga choćby. Jestem jak dziecko, które dorwało się do nowej zabawki i nawet na moment nie pozwala jej sobie wyrwać z rąk. Flow.

niedziela, 10 lipca 2011

W KOŃCU...


...upragniona chwila wytchnienia. Po dniu bieganiny, sprzątania, pakowania, kupowania, nadszedł czas na krótką refleksję i podsumowanie dwóch lat spędzonych w zaciszu żoliborskiej zieleni. Będzie mi brakowało klimatu tego miejsca. Przenosimy się kilometr dalej. Do betonów PRL-u.

sobota, 9 lipca 2011

WCZORAJ...


...mocno zakrapiana impreza u byłego szefa. Dotarłam do domu z odległej wsi, choć niewiele z tej podróży pamiętam. Dzisiaj miałam obcować z naturą pośród malowniczych mazurskich jezior. Zamiast tego pakuję dorobek życia i przenoszę się w nowy kąt. Na nudę nie narzekam.

środa, 6 lipca 2011

OBOWIĄZKI...


...śnią mi się po nocach. Marzę o mało ambitnej, niewymagającej i dobrze płatnej pracy na pół etatu. Przyjmę od zaraz.

wtorek, 5 lipca 2011

OD KILKU...


…dni leje jak z cebra i końca nie widać. Uwielbiam taką pogodę, ale ponieważ mamy ambitne plany na weekend, mocno liczę na szybką poprawę. Bezchmurne niebo i letni żar.

poniedziałek, 4 lipca 2011

NIE CZUJĘ...


...się dobra ani w negocjacjach ani w ugładzonych gadkach biznesowych, w czasie których z uśmiechem na ustach i zimną krwią wbija się drugiej stronie szpile argumentów prosto w oczy. Nie mam tej naturalnej siły przebicia i pewności siebie. Jestem jak pionek w przeciągającej się w nieskończoność grze strategicznej, w której ostatecznie liczą się tylko cyfry, procenty, wskaźniki i odchylenia. Jednak udało się. Efektywny dzień zwieńczony dwoma małymi sukcesami.

niedziela, 3 lipca 2011

DZIEŃ...


...upływa nam pod znakiem błogiego lenistwa i słodkiego obżarstwa. Za oknem plucha. Szaro, buro, zimno, wietrznie i deszczowo, a u nas zacisznie, przytulnie, przyjemnie. Odpoczywamy pod ciepłym kocem, oglądamy telewizję, popijamy smakowite herbaty i zajadamy się nieprzyzwoitymi ilościami lodów. Niedziela.

sobota, 2 lipca 2011

PRZED-NARZECZONY...


...powrócił z tułaczki i wszyscy są szczęśliwi. Przed nami miły wieczór przy dobrym filmie i kieliszku czegoś mocniejszego. Fabulous!

piątek, 1 lipca 2011

PRZED-NARZECZONY...


...na firmowym wyjeździe integracyjnym, a ja w pachnącej, świeżo zmienionej pościeli popijam tequillę sunrise i oglądam filmy, rozkoszując się przy tym swobodą piątkowego wieczoru. A divine state of mind.