poniedziałek, 31 stycznia 2011

PRACUJEMY...


...intensywnie. Dziś o basenach, masażach i saunach raczej nie ma mowy. W takich chwilach żałuję, że doba ma tylko 24h. Może jutro się uda. Zima poza miastem jest jak z bajki.

niedziela, 30 stycznia 2011

SPAKOWANA...


...zwarta i gotowa na dwudniowy survival w towarzystwie ludzi z firmy. Oby dali dużo wina, to może jakoś przeżyję bez traumatycznych doznań, które odcisną piętno na mojej zwichrowanej już psychice.  Kupiłam kurtkę. Za rok kupię spodnie i gogle i może uda się w końcu poszusować na desce. Planuje to co zimę. Od dziesięciu lat. Tak naprawdę to nie wiem, czemu ciągle to powtarzam, skoro tak naprawdę w ogóle mi na tym nie zależy. Jedna z wielu dziwnych skłonności w moim byciu. Kupiłam dwie książki. W kolejce czekają kolejne dwie. Muszę zacząć więcej czytać.  W przeciwnym razie od tej całej wszechobecnej komercyjnej i korporacyjnej papki zamienię mój mózg w wióry. Jak zostać królem... Wciągający i wzruszający!

sobota, 29 stycznia 2011

PADAM NA RYJ...


…nie wyspałam się i do południa chodziłam z wkurwem na twarzy. Spotęgowanym zresztą przez utrzymujące się dzisiaj poczucie beznadziejności istnienia. Wolałabym ten dzień spędzić w łóżku, przykryta kocykiem, z kubkiem kakao w jednej ręce i pilotem w drugiej. A tak wzorowo wykonałam plan sobotni. Zakupy, rękodzieło, obiadek u przed-teściów. Kina, picia i gorącego seksu nie udało się zrealizować, ale jak już wspomniałam padam na ryj i to ostatnie rzeczy, o których teraz marzę. Dobrze, że wczoraj przed-narzeczony ogarnął lokum i nie muszę się dzisiaj walać o swoje brudne majtki.

piątek, 28 stycznia 2011

KURIER NAWALIŁ...


…albo gość od towaru i nie dostałam koszulek, które były istotnym elementem mojego przebrania karnawałowego. Fuck! Aby uratować sytuację, będę musiała napocić się przy jakichś rękodzielniczych kreacjach. Zapowiada się nieciekawie i najpewniej nerwowo. Nie mam cierpliwości do takich zajęć. Krzty pasji w tym i wielu pokrewnych tematach też trudno się doszukać, toteż zapewne po pierwszej nieudanej próbie zacznę rzucać kurwami i skończy się na tym, że i tak wszystko kupię. Liczę jednak na to, że pójdzie szybko, sprawnie i bezboleśnie. I że zamiast spędzać weekend jęcząc nad igłą i nitką, będę mogła skupić się na bardziej przyjemnych sprawach. Piątek! Let’s get something to drink!

czwartek, 27 stycznia 2011

LEŻĘ W ŁÓŻKU...


...pomału zasypiam, a przed-narzeczony życiowe wywody snuć zaczyna. Że mieszkanie, zdolność kredytowa, że małżeństwo i dzieci. Stabilizacja, odpowiedzialność i te inne sprawy. Ja pierdzielę. Jako że brzmiał całkiem poważnie, to się przeraziłam trochę. Co? Ja? No way! Chcę mieć znowu osiemnaście lat i problemy sprowadzające się do tego, jak się ubrać na imprezę. Amen.

środa, 26 stycznia 2011

RUM Z COLĄ....


…w ilości znacznej spożyłam i raczej z poczucia obowiązku utrzymania ciągłości piszę. Zajebiście było dodam. A suszone śliwki zapiekane w boczku, pieczone pomidorki cherry i kurczak smażony w sezamie – palce lizać! Mmm...Yummy! What a wonderful life!

wtorek, 25 stycznia 2011

JA PIERDZIELĘ...


…co za dzień! O 17:00 dzwonię, by potwierdzić dla formalności, że wszystko gra i buczy, a tu się okazuje, że chaos i zamęt dookoła. Ulubienica ma sprawę spieprzyła, a na koniec postawę roszczeniową przyjęła, kota ogonem odwróciła i od niekoleżeńskich wyzwała. A to zdzira! Będzie przepraszać jeszcze!

poniedziałek, 24 stycznia 2011

PRZED-NARZECZONY...


...wizualizuje ze wspólnikiem zamysł zarobienia pierwszego miliona przed trzydziestką. Ups! To już nie ta bajka. Przed czterdziestką! Wróci podekscytowany z kolejnym business planem wyznaczonym na pół roku wprzód, z którego chuj wyjdzie. Na zdjęciu odrobina luksusu na co dzień. Cytrusowa uczta dla zmysłów.

niedziela, 23 stycznia 2011

NĘCENI PIĘKNĄ...


...pogodą i chęcią skompletowania zdjęć do albumu, podążyliśmy szlakiem trzech wolskich parków. Uwieczniliśmy dużo śniegu, kilka bałwanów, kaczki oraz swoje głupawe miny i pozy.  Sweet!  Za tydzień, jeśli pogoda się utrzyma, idziemy na sanki! O! Za nami tradycyjny niedzielny obiadek u przed-teściów, przed nami… tequila shots maybe?

sobota, 22 stycznia 2011

CZARNY ŁABĘDŹ...


...film o rozbudzonej do obłędu ambicji. Fenomenalna muzyka. Świetne zdjęcia. Dobry montaż. Mistrzowskie aktorstwo. I poruszający me serce - balet. Również polecam. Oprócz kina, byliśmy z przed-narzeczonym na zakupach. Mam nowy szalik. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i tym tłumaczę fakt chwilowego zaćmienia umysłu, sprawiający, że wydałam na niego więcej aniżeli zapewne jest wart. Byliśmy też w knajpie, gdzie objedliśmy się nieprzyzwoicie, co racjonalnie powinno skutkować przejściem na dietę przynajmniej jednodniową. Lubię chudość. Natalie Portman w Czarnym wygląda zjawiskowo.

piątek, 21 stycznia 2011

UPS AND DOWNS...


..miły dzień na miłego weekendu początek. Wracam do domu z zamiarem konsumpcji procentów w nadmiarze. Have fun!

czwartek, 20 stycznia 2011

OD ZŁOŚCI...


…od której łzy napływają do oczu do przygnębienia i poczucia bezsilności. Godzina 16:30. Wchodzi.  Jak zwykle z zadaniem na już. Siedzisz, robisz, wysyłasz, wychodzisz z pracy. A tu telefon. Suprise! Trzeba się wrócić, bo jeszcze sobie o czymś przypomniał. I żeby to było zadanie z górnej półki, można by przełknąć tę gorycz zniewagi. Ale nie, usunąć dwa zdania z komórki trzeba. Więc wracasz, protokół odbioru kluczy spisujesz. Czekasz na windę. Wjeżdżasz. Otwierasz drzwi. Odpalasz komputer. Logujesz się. Wszystko po to, by wcisnąć prawy klawisz myszy - usuń komentarz – zapisz – wyślij. Ja pierdolę. Ręce mi opadają i wiara w etykę i szacunek, którym się szczycimy.  Kurwa jego mać! I ja pierdolę raz jeszcze.

środa, 19 stycznia 2011

OPUŚCIŁAM WIZYTĘ...


...u ortodonty, aby wziąć udział w niezwykle pasjonującym spotkaniu biznesowym. Podsumowano wyniki sprzedażowe, omówiono cele na najbliższy miesiąc i – co ciekawsze – ogłoszono nową strukturę w dziale. Niczego nowego się nie dowiedziałam, a drut w ustach jak sterczał tak sterczy.

wtorek, 18 stycznia 2011

POWOLI...


…trzeźwieję. Widziałam się z dawnym znajomym. Zjedliśmy cannelloni, wypiliśmy rioję, wypaliliśmy paczkę fajek. Pogadaliśmy o tym co było, co jest i co najpewniej będzie. Lubię go. Miło spędzony wieczór.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

PRZEGRYZAM OSCYPKA...


…twixem. Ja pierdzielę. Obok obgryzania paznokci, zagryzania szczęki, ścierania zębów, palenia fajek i picia wódki, kolejnym sposobem na odreagowywanie stresu, jest kompulsywne jedzenie. Słodkie, gorzkie, kwaśne, słone, kruche, ciągnące się, ciepłe, zimne. Whatever. Byle dużo i szybko. Fuck! Normalna to ja raczej nie jestem. Na ustach Perfect Nude by Avon. Z resztkami opryszczki. But who cares!

niedziela, 16 stycznia 2011

BYWAJĄ TAKIE NIEDZIELE...

  
…że zamiast siedzieć na dupie i delektować się słodkim weekendowym lenistwem, odczuwam stres przed zbliżającym się tygodniem. W pracy nawał roboty i realnie spoglądając na stan rzeczy niemożliwością staje się wyrobienie się z wszystkim na czas. A terminy gonią, przełożeni naciskają i nikogo nie interesuje, że ledwo panujesz nad pięcioma projektami naraz. Damn it. W takim tempie nie dożyję do trzydziestki. Najchętniej przespałabym cały dzień. Ale żeby nie mieć poczucia zmarnowania dnia, jadę z przed-narzeczonym na zakupy. Jakieś buty, t-shirt może.

sobota, 15 stycznia 2011

PRZED-NARZECZONY UDAŁ...


...się na łowy. Szuka świeżej i smacznej rybki na dzisiejsze sushi. A ja w przerwach na przeglądanie CV, testuję cienie. Mam cztery nowe quady z Avonu 'n I'm totally in love with them all! Na dzisiejszy wieczór wybrałam Lace Luxe - biały połyskliwy, delikatny liliowy, przydymiony szary i intensywny fiolet. Razem tworzą piękną całość. Wychodzimy na Nowy. Trzeźwa nie wracam!

piątek, 14 stycznia 2011

THANKS GOD IT'S...


...Friday! Byłoby wręcz idealnie, gdybym nie wracała z robotą do domu. Na pociechę jadę do kosmetyczki na mikrodermabrazję z kwasem migdałowym i maseczką z alg. Za tydzień będę piękna i gładka jak pupcia niemowlaka. Yeah!

czwartek, 13 stycznia 2011

NA CHANDRĘ...


...najlepszym lekarstwem są zakupy. W końcu nic tak nie koi posmutniałego serducha kobiety, jak kilka nowych zdobyczy. Zamiast krążyć bez celu, zadręczając się wyimaginowanymi wizjami, wybrałam się na wyprzedaże. Tym samym stałam się właścicielką czwartego płaszcza i kilku innych ciuszków. Nice!

środa, 12 stycznia 2011

PRZYGNĘBIAJĄ MNIE...


...takie wieczory jak dzisiaj. Najpierw siedzę w pracy do późna, użerając się z kaprysami i niezdecydowaniem szefa, a później dogorywam przed blokiem, czekając aż przed-narzeczony wróci z knajpy i otworzy drzwi, bo po raz kolejny zapomniałam kluczy od mieszkania. Ryczeć mi się chce! I to wszystko na co mnie teraz stać.

wtorek, 11 stycznia 2011

ANALIZUJĄC...


..ostatnie dwa miesiące, trzeba by przyjąć zasadę, że zaraz po godznie 17:00 należy się jak najszybciej ewakułować z firmy. W przeciwnym razie, nie zważając na porę, wpadnie szef i zleci ci wykonanie pilnego zadania. I zamiast leżeć plackiem przed telewizorem, drapiąc się po tyłku i dłubiąc w nosie, spędzasz cały wieczór na robocie, za którą ci nawet nie płacą. Damn it!

poniedziałek, 10 stycznia 2011

NOWY ZAKRES...


...obowiązków w pracy mnie przeraża. Na razie niemal w ogóle nie ogarniam tematu, a nowe zadania wydają mi się ponad moje siły. Będę musiała pokonać wiele barier, które mnie ograniczają, ale wierzę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku i że już niebawem się okaże, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Time to start the party!

niedziela, 9 stycznia 2011

JEŚLI DZIŚ JEST...


...niedziela, to oznacza to ni mniej ni więcej, jak obiadek u przed-teściów. Dziś był istny zjazd rodzinny, jakie u mnie zdarzają się chyba tylko na pogrzebach. Całe rodzeństwo w komplecie, a na stole pierwsze danie, drugie danie, deser, kawka, wędliny, nóżki w galarecie... i rozchodzący się w mig król wieczoru - tatar. Wódeczka też była. I moja ulubiona pigwówka. Wieczorem pokaz fajerwerków i powrót do domu. I jedno pytanie... Dlaczego ja znowu jestem głodna?

sobota, 8 stycznia 2011

PORANEK PRZYWITAŁ...


...mnie wielką opryszczką. To już druga w przeciągu miesiąca. Jeszcze poprzednia dobrze mi się  nie zagoiła, a tu kolejne gówno na następne dwa tygodnie. Nie pozostaje mi nic innego, jak pocieszać się, że normę półroczną mam już za sobą. Nie oszczędzam się ostatnio. Ale warto. Wczorajszy wieczór fenomenalny. Mon Balzac. Świetne koktajle, klasyczne shoty, przepyszne jedzenie, super muzyka, fajni ludzie dookoła. Zaliczyliśmy tam też dzisiejsze śniadanie. Naprawdę warto. A później - Sopot. Nice!

piątek, 7 stycznia 2011

TAK JAK MÓWIŁAM...


..wódka jest dobra na wszystko. A jeśli jeszcze połączyć ją z rumem, malibu i czym tam jeszcze w najróżniejszych kombinacjach koktajlowych, to już pełnia szczęścia Zaliczyliśmy wspólną kąpiel i dziki seks na sofie królewskiego. Yeah... Life is great!

czwartek, 6 stycznia 2011

DOTARLIŚMY...


..do Gdańska. Mamy spędzić romantyczny weekend i oderwać się od rutyny dnia codziennego.  Póki co siedzimy w apartamencie i oglądamy Klan. Zęby rozwalają mi szczenę, a fajki jaram jedna za drugą.  Szał karnawału! Wódki. Wódki trzeba!

środa, 5 stycznia 2011

ZNOWU SIĘ...

 
…wkurwiam. Po aktywacji lingwalnego zęby napieprzają jak szalone – aż strach pomyśleć, co mnie czeka przez najbliższy tydzień. Przerabiałam to dwa miesiące temu i na samo wspomnienie odechciewa mi się tego leczenia. W pracy zapierdol noworoczny. W życiu rutyna. Przed-narzeczony się wkurwia i jakieś fochy odstawia – nie wnikam, co mu tam w głowie siedzi. Strzeli się z pięć wściekłych i samo przejdzie. Life. Zbyt dużo stresów, by przetrwać bez fajek, toteż paczkę kupiłam. Dwa wypaliłam. I chuj.

wtorek, 4 stycznia 2011

PO TRZECH WŚCIEKŁYCH...


…od serca jestem i życie od razu wydaje się przyjemniejsze. Taka chwila kompensaty po dniu pełnym komórek Excela jest jak najbardziej wskazana, zwłaszcza gdy o fajkach nie można już marzyć.  Dziś o mały włos nie poległam. Od kupienia papierosów powstrzymał mnie brak gotówki w portfelu i bankomat oddalony o kawał drogi, od miejsca w którym się znajdowałam . A później szybka refleksja i uświadomienie sobie, że po krótkiej chwili słabości wróci poczucie winy i gorzki smak porażki. Odpuściłam. Jednak dumna z siebie nie jestem, bo po powrocie do domu – we łzach w poczuciu nieszczęścia i beznadziejności ludzkiego losu – nadrobiłam dwiema parówkami, kawałkiem starej lasagne’i i całym multum kasztanków i tiki-taków. Yeah… W przyszłości będę miała czyste płuca i wielki zad.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

OD TRZECH DNI...


...ślęczę nad tymi raportami i w dalszym ciągu nie mogę ich uzgodnić. Pieprzę się z czymś całą wieczność, tylko dlatego, że ktoś wcześniej nie zdobył się na odrobinę wysiłku, by doprowadzić kilka kolumn do minimalnego choć ładu. Sic! A najgorsze, że wychodząc po dziesięciu godzinach z pracy, nawet fajki zajarać nie mogę.  Damn. 

niedziela, 2 stycznia 2011

KASZLĘ, KSZTUSZĘ SIĘ...


... i charczę. Jakaś zawiesina odkleja mi się od płuc. Najpewniej to pierwsza reakcja po odstawieniu papierosów, choć równie dobrze może to być przeziębienie. Pewności nie mam. Whatever. Raczej powinnam przeżyć. Teraz próbuję się czymś zająć, by nie rekompensować braku nikotyny, jedzeniem. Lekko nie będzie. Oprócz spania, te dwa wcześniejsze, to moje ulubione zajęcia.  Hobby takie. Ostatecznie stanęło na książce... Choć jedno czytadło na pół roku to już naprawdę wypadałoby zaliczyć. Korzę się.

sobota, 1 stycznia 2011

NOWY ROK...


... nowy blog. Nowe postanowienia. Póki co żadnego nie udało mi się zrealizować. Nadal palę, nadal piję, nadal wcinam słodycze. Ale jest weekend, więc nie odczuwam porażki, toż prawdziwa gra zacznie się dopiero od poniedziałku. Zobaczymy, czy i jak powalczę ze słabościami i poczuciem beznadziejności wszystkiego i wszystkich naokoło. Yeah… Welcome to my world. Miło nie będzie.