poniedziałek, 28 lutego 2011

POWINNAM...


...spisywać swoje sny, żeby następnie z całym tym surrealistycznym pakiecikiem udać się na terapię do jakiegoś znachora od zaburzeń psychicznych. Wczoraj znowu się naczytałam i ponownie jawa zaczęła mi się zlewać z chorymi wytworami wyobraźni, co ostatecznie poskutkowało nieprzespaną nocą i sinymi worami pod oczyma nad ranem. Boże, żebym tylko nie miała schizofrenii! Z biletomatu wypadł mi dukat. Przez chwilę poczułam się wyjątkowo.

niedziela, 27 lutego 2011

POJECHALIŚMY...


...do Empiku po dwie książki. Ja lekko wstawiona i obżarta po uszy po tradycyjnym niedzielnym obiadku u przed-teściów. Z tegoż to właśnie powodu ospała, a nawet lekko wkurwiona. Ale niech będzie. Empik. Zatem łazimy pomiędzy tymi regałami z tysiącem książek. Nowości. Bestsellery. Literatura faktu. Chuj. Nigdzie wybranych pozycji nie ma. Po przejściu kilku alejek zastanawiam się, kiedy przed-narzeczony wpadnie na genialny pomysł, żeby poprosić któregoś z co najmniej kilku pracowników przechadzających się tu i ówdzie o pomoc. A ten nic, tylko łazi i łazi. Ja coraz bardziej zapieram się w duchu, że nie zapytam. Ja pierdolę. I nic. Wychodzimy z pustymi rękoma. O, kurwa! Przed-narzeczony. Czasami jak się tak głębiej zastanowię nad przyszłością, to mi się odechciewa. Malina na przywołanie lata.

sobota, 26 lutego 2011

LENIWIE...


...spokojnie, sennie. Nudnawo. W łóżku. Pod kocem. Przed telewizorem. Z torcikiem wedlowskim i kubkiem mleka. Wymarzona zimowa sobota po ciężkim tygodniu pracy. Raj.

piątek, 25 lutego 2011

WEEKEND...


...zaczął się od bigosu, bruschetty z pikantną pastą z pomidorów i Rioji. Fusion w mistrzowskim śląskim wydaniu. Całość dopełniona przyjazną atmosferą i dobrą rozmową. Rozkosz dla podniebienia. Balsam dla duszy. Piątek.

czwartek, 24 lutego 2011

CIĄGNĘ...


...za sobą tłum zainspirowanych moją dietą. Teraz, jako liderowi wdrażania projektu, aż wstyd się wycofać. Nie przyznaję się zatem oficjalnie do wieczornych ataków na lodówkę i podjadania słodkości w ilości większej niż dozwolona kostka gorzkiej czekolady dziennie. Czas zatem powrócić na ścieżkę ambitnych zasad, bo nic tak nie demotywuje, jak brak efektów podjętych trudów i wyrzeczeń.

środa, 23 lutego 2011

OGLĄDAM...


...głupawe filmiki na you tube, a przed-narzeczony chichocze przy kolejnej komedii. Sielanka środowa. Pragę przekręcić oreo, polizać i zamoczyć w mleku. Yumm!

wtorek, 22 lutego 2011

ZJEBĘ DOSTAŁAM...


...dzięki dziewczynom, którym nigdy przez półtora roku nie odmówiłam pomocy. Mało tego, sama ją oferowałam. Korporacyjna wdzięczność. Potwierdza się zasada, że ci co najwięcej szczytnych ideałów wygłaszają, najmniej się do nich stosują. I chuj im w dupę. Ja dam sobie radę. Z akcentem na 'ja'. Poszłam do łazienki, pooddychałam głęboko, nos wysmarkałam. Uśmiech na twarzy i marsz na spotkanie. Jedno. Drugie. 17:00, 18:00 i wypad z imprezy. Pierdolić system i wszystkie diety. Wina poproszę.

poniedziałek, 21 lutego 2011

WYJADAM...


...dżem ze słoika i przegryzam bułką. Dieta idzie pełną gębą. Dosłownie. Zostałam dzisiaj porównana, przez niefortunną ekspresję strumienia świadomości jednej z open space'owych koleżanek, do plebsu. To przez dojeżdżanie do pracy komunikacją miejską. Tramwajami znaczy. I metrem. Normalnie bym się uśmiała w duchu i pożałowała niezbyt rozwiniętych półkul mózgowych, ale słabość mam do tej kobity, więc zignoruję. Zapomnę. Wyprę. I przejdę do porządku dziennego.

niedziela, 20 lutego 2011

JEDNAK NIE...


...wygrałam tych trzydziestu milionów. Cholera. A już zaczynam snuć plany na świetlaną przyszłość. Byliśmy w Muzeum Powstania Warszawskiego. Miasto Ruin poruszające. Przejęłam się.

sobota, 19 lutego 2011

REFLEKSJA...


...popołudniowa. Od poniedziałku do piątku zapierdzielasz jak jebany trybik w maszynie, żeby w sobotę móc odetchnąć i przespać pół dnia. Oto sens istnienia weekendów. Na śniadanie zjadłam pół piekarni. Obżarłam się jak tuczna świnia.

piątek, 18 lutego 2011

PONOWNIE...


...zmieniam biurko. Z okazywaniem pełni radości wstrzymam się do podpisania papieru, bo jeszcze nie do końca wiadomo, co na nim zobaczę. I choć często psioczyłam na toczące się w kółko rozmowy o dzieciach, będzie mi brakowało tych moich mamusiek. Przede mną nowy etap rozwoju. Let's go!

czwartek, 17 lutego 2011

LISTA...


...zadań do zrobienia rośnie w zastraszającym tempie i wszyscy naokoło oczekują, że potraktuję ich sprawę priorytetowo. Sądy. Audyty. Procesy. Procedury. Wkurwia mnie, że niektórzy są na tyle leniwi lub tępi, że nie są w stanie ogarnąć tego sami. Pieprzą tylko o ciążach, porodach i położnych. Awersję mam do takich pieluchowych gadek! Jutro piątek. Wódki i żarła!

środa, 16 lutego 2011

IM DŁUŻEJ ŻYJĘ...


...tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mam analityczny umysł. Choć cieszę się, że skończyłam fantastyczne studia humanistyczne, które dały mi umiejętność spojrzenia na pewne sprawy w szerszym kontekście niż to czynią niektórzy, mam poczucie niedosytu i przekonanie, że mogłam wykorzystać mój umysł w bardziej efektywny sposób i dziś zarabiać duże pieniądze na tym, w czym dopiero raczkuję. Wszystko przede mną. Na zdjęciu spadek wagi po trzech dniach diety.

wtorek, 15 lutego 2011

GŁOWA MI...


...pęka od rana i spać mi się chce! Bloody hell! Urlop. Potrzebny mi urlop! Czuję, że się wypalam. Aby jednak mimo kiepskiej kondycji nie przespać całego popołudnia, po pracy wybrałam się do drogerii z zamysłem kupienia różu. Wyszłam z pakunkiem nieco mniej ekscytujących zdobyczy. Różu nadal szukam. Life.

poniedziałek, 14 lutego 2011

DIETA IDZIE...


...jak burza! Normalnie niknę w oczach! W pracy dostarczono do mnie roślinę. Od cichego wielbiciela najwyraźniej, bo przed-narzeczony się do niej nie przyznaje. Od niego dostałam kartę do salonu kosmetycznego. Damn! Odwzajemniłam się... Hm. Serduszkiem z czekolady. Symbolicznie. Happy Valentine's Day. Na zdjęciu kolacja.

niedziela, 13 lutego 2011

PO OBFITYM...


...obiadku u przed-teściów, znowu zaświtała mi w głowie myśl o diecie. Tym razem na tyle poważnie, że ułożyłam już zasady, które zamierzam wprowadzić w życie od jutra. I oby poszło mi lepiej niż z rzucaniem palenia. Cel wyznaczony. Czas określony. Ready, steady... Go! Uwodzicielskie spojrzenie rzuca przed-narzeczony!

sobota, 12 lutego 2011

POJECHAŁAM...


...do galerii po szczoteczkę do zębów a wróciłam z pięcioma tunikami. So me! Wiosno, przybywaj! Jestem gotowa! Wieczór spędzamy w domowym zaciszu. Przykryci kocem oglądamy weekendową dawkę sitcomów i czekamy na pizzę i makaron! Quiet, nice 'n cozy. Sobota.

piątek, 11 lutego 2011

W ROBOCIE...


...piekło! Przez to tempo i stres umrę przed emeryturą nie doczekawszy wnuków i domu z ogródkiem! Dla odreagowania porzucałam trochę kurwami, w umiarkowanym stopniu raczej, ale przed-narzeczony patrzył na mnie z wystraszoną miną jak na rozhisteryzowaną psycholkę. Przestałam. Różnicą temperamentów chcę to tłumaczyć. Mam iPhone’a i whiskey z colą.

czwartek, 10 lutego 2011

W NOCY MIAŁAM...


...nawrót depresji. Już jest lepiej. Niewątpliwa zasługa dwóch dżinów z tonikiem w towarzystwie ludzi z pracy. Tej zabawniejszej części, chłopców z IT, na przekór stereotypom. Świat jest mały, a życie w biegu. Koleżanka z działu technicznego mieszka w klatce obok i zamiast odkryć to podczas przypadkowego spotkania przy koszu na śmieci, dowiaduję się o tym podczas rozmowy. Damn! Na pytanie dlaczego ludzie są szczęśliwi, nasuwa mi się tylko jedna odpowiedź.

środa, 9 lutego 2011

CZUJĘ SIĘ...


...zaniedbana i brzydka. Wizyta u fryzjera i pomalowanie paznokci nic w tym temacie nie zmieniły. A przed-narzeczony - o zgrozo - jakby podtrzymuje ten stan. Sucks! Widziałam się ze znajomymi z poprzedniej pracy. Miło patrzeć, że są szczęśliwi i wszystko dobrze im się układa. Szczęka mi napierdziela. Idę na fajka.

wtorek, 8 lutego 2011

WSPÓŁPRACOWNICA...


... z ex-biurka w biurko zaszła w zapowiadaną od półtora roku ciążę, pogłębiając tym samym poczucie destabilizacji. Nie wiadomo, czy się cieszyć czy może dla bezpieczeństwa też zachodzić. Good luck! Założyłam konto na facebooku. Jednak! Czuję się jak pospolita masa z tą fotą wystawioną na poklask grupki pseudo-friends! Yuck!

poniedziałek, 7 lutego 2011

BYŁAM...


…u fryzjera. Mam krótkie włosy w kolorze blond! Oswajam się. Wiosna w powietrzu. Nowy Świat pełen spacerowiczów. I ja błąkająca się w samotności w zabiciu czasu.

niedziela, 6 lutego 2011

NIEDZIELNY OBIADEK...


…u przed-teściów. Upiłam się jakimś spirytusem o smaku czekoladowym. I doprawiłam pigwówką. Holy shit! Gdybym wygrała dziesięć milionów w totka, rzuciłabym robotę i została alkoholiczką. Takie marzenie mam. O! Aktualnie w  nastroju na dziki seks. Yes!

sobota, 5 lutego 2011

JEM, ŚPIĘ...


…piję, czytam. Nie palę. Rano skończyły mi się fajki, a ponieważ nie chce mi się lecieć do monopolowego za rogiem - thanks God it’s there! - to biorę męki detoksu nikotynowego na klatę. Idzie gładko. Pewnie dlatego, że sobota i żadnych wkurwogennych czynników na horyzoncie. Czekamy na pizzę. Spuszczam głowę, gdy przechodzę koło lustra, bo mam wrażenie, że moja dupa przybiera monstrualne rozmiary. Trzeba pomyśleć poważnie o diecie!

piątek, 4 lutego 2011

POPATRZYŁAM NA...


...dziewczynę siedzącą naprzeciw mnie w metrze. Uśmiechnęła się do mnie. Szok! Zazwyczaj ludzie albo odwracają głowę albo wpatrują się w ciebie w zawieszeniu. Tępo i beznamiętnie. Rozpoczynam weekend! Have fun!

czwartek, 3 lutego 2011

WSUNĘŁAM...


…paczkę migdałów. Zjadłabym coś jeszcze, ale wszystkie półki i lodówka też świecą pustkami. Odkryłam już dawno, że musztarda i ketchup mają niską wartość przekąskową. Czwartek. Czwartek to już niemal piątek, a to oznacza, że słodkie lenistwo już tuż tuż. Będę spała, jadła, piła i tak w kółko. Nice!

środa, 2 lutego 2011

POWRÓT DO CODZIENNOŚCI...


…i chwała Bogu! Czułam, że fałsz, obłuda i wymuszony entuzjazm sączy nam się przez skórę. Zamiast dobrze się bawić i czerpać radość ze wspólnego wyjazdu w świetne miejsce, stresowałam się i odliczałam godziny do końca tej znikomej przyjemności. Nie ufam mu i to sprawia, że nie potrafię się otworzyć i czuć sobą. Ponieważ nie zanosi się na jakiekolwiek zmiany, pozostaje jedynie dostrzegać plusy takiego stanu rzeczy. W końcu co nas nie zabije, to nas wzmocni!

wtorek, 1 lutego 2011

BYĆ W PIĘCIOGWIAZDKOWYM...


 ...spa i nie wejść nawet do basenu, to jak być w Paryżu i nie widzieć Wieży Eiffla. Nie wiem po co tyle zachodu i fatygi. Równie dobrze mogliśmy się spotkać w konferencyjnej na czwartym. Zrobilibyśmy to samo, a w nocy zamiast wlepiać wzrok w obcy sufit, można by się przytulić do bliskiej osoby. Yeap. Dzięki za to liźnięcie luksusu. Było bardzo miło.