sobota, 30 kwietnia 2011

PO ZABIEGU...


...twarz jest opuchnięta, zaczerwieniona i pomału zaczyna się łuszczyć. Jednym słowem wyglądam olśniewająco. Sobota spędzona na działce w towarzystwie emerytów. Kupiliśmy ziemię, przywieźliśmy nawóz, przekopaliśmy rabatki, zjedliśmy obiad. Majówka. Kurwa.

piątek, 29 kwietnia 2011

DŁUGI...


...weekend rozpoczęłam satysfakcjonującym dniem w pracy. Alleluja! Dzięki takim małym sukcesom odżywa moja dogorywająca wiara w sens codziennego trudu. Po południu byłam u kosmetyczki. Ostatni dzwonek na kwas glikolowy przed letnim sezonem. A burst of spring freshness 'n beauty! Piątek!

czwartek, 28 kwietnia 2011

SĄ TAKIE...


...dni, kiedy samotność doskwiera szczególnie. Marzę, by wyjść z domu i pobyć w towarzystwie bliskiej sercu osoby, z którą rozumiem się bez słów! W szczerej, radosnej i beztroskiej atmosferze. Tymczasem wieczór jak każdy inny. Wlepiam wzrok na przemian w ekran komputera i telewizora, nie wynosząc nic ani z jednego ani drugiego. Przygnębiająca rutyna.

środa, 27 kwietnia 2011

AKTYWACJA...


...lingwalnego. Łuki wymienione i naprężone. Z nowym rusztowaniem w ustach czekam na przed-narzeczonego, by następnie udać się do jego rodziców w celu skonsumowania posiłku obiadowego. Padam z głodu. I nóg.  To drugie nie wiedzieć czemu, w końcu przeleżałam dziś cały dzień bezproduktywnie z racji urlopu. Wypoczynkowego. Z powodu tejże wizyty u ortodonty wziętego. Smooth.

wtorek, 26 kwietnia 2011

AFIRMUJĘ...


...dzisiejszy wieczór. Długa kąpiel, masaż, wino, przekąski, muzyka, seks. Don't need anything else. Relaks. Marzenie. Fantazja. Upojenie. Namiętność. Pure Pleasure.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

PRZED-NARZECZONY...


...u siostry na Śmigus-Dyngusowym obiadku, a ja w samotności przeczesuję zasoby internetu, zagłębiając się w coraz to ciekawsze obszary wirtualnej wiedzy. Blogowe codzienności skierowały mnie na ścieżkę formalizacji procesu adopcji, a ta z kolei do studium przypadku choroby sierocej. Po przeczytaniu kilkudziesięciu postów na forum zdiagnozowałam z wysokim stopniem prawdopodobieństwa, że jest ona przyczyną wszelkich moich zaburzeń psychiczno-emocjonalnych. Ulżyło mi, jako że wcześniej podejrzewałam schizofrenię. Cool.

niedziela, 24 kwietnia 2011

OBIAD...


…u przed-teściów. Mimo sympatycznej atmosfery pośród członków rodziny przed-narzeczonego skupionej w komplecie przy suto zastawionym stole, klimatu Świąt nie odczułam. Zabrakło mi tradycyjnego śniadania z tuzinem jaj na łebka, które mama zawsze gotuje na zbyt twardo, kiełbasy z chrzanem i musztardą oraz kawy zbożowej i kakao przyrządzanych przez tatę. Klasyka wielkanocna.

sobota, 23 kwietnia 2011

PRZESPAŁAM...


...cały dzień. Czuję się osłabiona, obolała i osamotniona. Zionę czosnkiem, wyglądam niechlujnie i mam wszystkiego dość. Oficjalnie bojkotuję Święta. Alleluja n' go on!

piątek, 22 kwietnia 2011

ŚWIĘTA...


...idą, Święta. Atmosfera taka kurwa świąteczna, że ja pierdolę. Wszędzie wokół bazie, kwiatki, sratki, baranki, pisanki i inne chujanki. Na facebooku festiwal, kurwa, wirtualnych serdeczności. Rzygać się chce. I ja w tym całym cyrku. Wyjebana jak ruski czołg. Zasmarkana po pas, w łóżku z kubkiem gorącego mleka z miodem i czosnkiem. Nie odzywam się. Nie zaostrzam sytuacji. Nie wzbudzam konfliktów. Po tabletce psychotropowej czekam spokojnie na sen. Wesołego jajka dla wszystkich zdrowych na umyśle. 

czwartek, 21 kwietnia 2011

WRACAJĄC...


...do domu natrafiłam na wielkie serce zawieszone na drzewie z wyznaniem miłości. Krzepiące, że są jeszcze na świecie ludzie, którym się chce podejmować takie starania.

środa, 20 kwietnia 2011

OSIEM...


...godzin spędziłam na szkoleniu, a po nim, gdy większość kończyła już pracę, ja włączałam komputer, by choć częściowo odkopać się z maili, które zdążyły zasypać moją skrzynkę w ciągu całego dnia. Po wyjściu, nie wiedzieć czemu, wsiadłam w tramwaj o nic nie mówiącym mi numerze, który wywiózł mnie w nieznane mi dotąd rejony. Ze zmęczenia nawet nie zaklęłam.

wtorek, 19 kwietnia 2011

PO PORZĄDNYM...


...peelingu twarzy gruboziarnistym mazidłem, który widocznie ukrwił moje komórki zostawiając ożywczy rumień na policzkach, nałożyłam pokaźną warstwę nawilżającej maseczki z granata. Położyłam się, zamknęłam oczy  i odetchnęłam głęboko, spuszczając z siebie napięcie z całego dnia.  Godzinny wieczór domowego SPA. Rozpusta.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

PIERWSZY...


...raz za mną. Stresowałam się prawdopodobniej bardziej niż mężczyzna siedzący naprzeciwko, który wysłuchiwał wszystkich argumentów ze stoickim spokojem, jakby wcześniej przygotował się na taką kolej rzeczy. Wypalenie zawodowe po sześciu latach pracy. Zero sentymentów.

niedziela, 17 kwietnia 2011

NA SZCZEŚCIE...


...nie powtórzyła się historia kaca sprzed tygodnia. Obudziłam się wypoczęta i rzeźka niczym wiosenny poranek mimo sporej ilości wódki wypitej wczoraj w towarzystwie przedstawicieli młodego pokolenia rodziny przed-narzeczonego. Niedzielny poranek powitałam caffe lungo i bruschettą z prosciutto, mozzarellą, pesto z bazylii i rucolą. Awesome!

piątek, 15 kwietnia 2011

PODNIECA...


...mnie wizja spędzenia jutrzejszego przedpołudnia w łóżku, w poczuciu beztroski i weekendowej wolności. Po przebudzeniu włączę radio, opatulę się kołdrą po szyję i w błogim poczuciu braku jakiegokolwiek przymusu poczekam na zapach aromatycznej kawy, która zachęci mnie do podjęcia działania. Love it.

czwartek, 14 kwietnia 2011

DELEKTUJĘ...


…się świadomością zbliżającego się weekendu. Jeszcze tylko trzy spotkania, jedno pismo, względne uporządkowanie spraw na kolejny tydzień i chwila słodkiego odpoczynku od korporacyjnego natłoku wiecznie pietrzących się tematów. Czwartek.

środa, 13 kwietnia 2011

SYMPATYCZNY...


...dzień z zabawnymi anegdotami, które stanowiły miły przerywnik pomiędzy rozwiązywaniem trudnych korporacyjnych case'ów. Znakomity sposób na odreagowywanie stresu i napięcia. Wieczorem, przy schłodzonym breezerze i dymku tytoniowym, przychodzi refleksja, że obliczu dzisiejszych ludzkich tragedii, moja dopadająca mnie od czasu do czasu melancholia wydaje się banalna i śmieszna. Mimo to ważna, bo najbliższa. Life.

wtorek, 12 kwietnia 2011

BEZMYŚLNYCH...


...posunięć ciąg dalszy. Tym razem przed-narzeczony wysłał do znajomego wizytówkę z moim numerem telefonu oraz - co wyjątkowo niepożądane - z adresem mojego drugiego bloga. W południe, pół godziny po wysłaniu, przeczytałam mrożącego krew w żyłach maila, że mam jak najszybciej zablokować do bloga dostęp. Wyobraźnia natychmiast podsunęła mi dziesiątki możliwych scenariuszy. Z walącym sercem rozejrzałam się po open space'ie w poszukiwaniu szyderczych spojrzeń, zastanawiając się, kto z moich korporacyjnych kolegów i koleżanek zdążył się już zapoznać z jego treścią. Na strachu się skończyło. Wydaje się, że nic złego się nie stało, a kolega najpewniej w ogóle nie zwrócił na adres uwagi. Blog jest jednak zablokowany i takim już pozostanie. Taki oficjalny koniec. Pozostaje odrobina żalu. Ponad cztery lata wirtualnego życia. Choć może to dobry pretekst, by wyszperać z pamięci strzępy wspomnień i dokończyć w ukryciu historię... historię znajomości.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

PRAWDOPODOBNIE...


...przez mój pośpiech i bezmyślność spieprzyłam komuś nastrój na najbliższy czas. Beznadziejny przypadek nieprofesjonalizmu. I oby tylko na tym się skończyło. Na szczęście człowiek uczy się na własnych błędach i jeśli uda mi się z tego bezboleśnie wykaraskać, pomyślę pięć razy zanim przekażę ponownie podobną nowinę. Pogoda odzwierciedla mój podły nastój i poczucie winy.

niedziela, 10 kwietnia 2011

MEKSYKAŃSKA...


...restauracja. Jedzenie. Dużo jedzenia. Nachosy, fajitas, tortille. Picie. Dużo picia. Truskawkowa margarita. Jedna, druga, trzecia. Tequilla. Jedna, druga, trzecia... Muzyka na żywo. Śpiewy latynoskich gringo. Półnagie tancerki kołyszące biodrami w rytm salsy i flamenco. Wyborowy wieczór. Poranek przywitał mnie rozdzierającym bólem głowy i odruchami wymiotnymi z sukcesem zakończonymi gwałtownymi wyrzutami wszelkiej na pół strawionej treści żołądkowej z dnia poprzedniego. It was worth it though.

piątek, 8 kwietnia 2011

YEEEAAAH...


...weekend! Chwilo trwaj! Z przed-narzeczonym udaliśmy się na randkę do azjatyckiej restauracji. Nieznane egzotyczne smaki połechtały nasze podniebienia i rozbudziły pragnienia. Chciałabym mieć w sobie tyle odwagi, by całe swoje życie spędzić na podróżowaniu po świecie i próbowaniu lokalnych przysmaków. Zachwycać się różnorodnością przypraw, kolorów i tekstur. Chwilo jesteś piękna!

czwartek, 7 kwietnia 2011

PRZED-NARZECZONY...


...na żarle i popijawie ze znajomymi, a ja delektuję się sobą w pustym mieszkaniu. O! Taaa... Właśnie miałam włączyć muzykę i śpiewać w głos do szczotki, skacząc przy tym po łóżku i targać włosami, gdy ten przylazł. Nic to! Co ma pływać, nie utonie.

środa, 6 kwietnia 2011

CZY JA...


...naprawdę pisałam, że przez dwie godziny po pracy mam jeszcze względną energię, którą jestem w stanie spożytkować na coś pożytecznego?! Dowcip taki! Może dotyczy to poniedziałku, wtorku ostatecznie, gdy zużywam zapasy nagromadzone podczas leniwego weekendu. W środy nie ma już czego zużywać i sytuacja diametralnie się zmienia. Dziś w tramwaju poczułam zew przetrwania i rzuciłam się na jedyne wolne miejsce razem z moherową babą. Przegrałam. Wiadomo. Na tequillę czuję chęć. Mrrr!

wtorek, 5 kwietnia 2011

GODZINA...


...za godziną. Spotkanie za spotkaniem. Czas pędzi jak szalony, a roboty nie ubywa. Siedzę w domu przed komputerem i pracuję. Hobby takie.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

JAKO...


...że przed-narzeczony wraca zazwyczaj około 20, a ja przez dwie godziny po pracy mam jeszcze względną energię, którą mogę spożytkować robiąc coś ciekawego, postanowiłam, że będę wykorzystywać ten czas w bardziej efektywny sposób, niż banalny powrót do domu i wlepianie ślepo wzroku w telewizor. Dziś delektowałam się mocnym cappuccino na Starym Mieście, wpadłam po kilka drobiazgów do drogerii i zakupiłam miód wrzosowy oraz konfiturę z dzikiej róży w sklepie ze zdrową żywnością. Niebo w gębie.

niedziela, 3 kwietnia 2011

NERWOWY...


...wieczór. Przed-narzeczony rzuca kurwami nad komputerem próbując spiąć w całość aplikację na iPhone'a. Ja staram się zapanować nad stresem i nie analizować kolejnych zadań dnia jutrzejszego. W rzadkich chwilach zapomnienia i odprężenia wizualizuję sceny namiętnych nocy wśród twardych harleyowców. W atmosferze wolności o smaku schłodzonej whiskey. Konsekwencja dzisiejszych rozmów o rozpoczęciu sezonu motocyklowego.

sobota, 2 kwietnia 2011

CAŁE...


…moje życie kręci się wokół pracy. Przychodzi weekend i choć cieszę się, że mam chwilę wytchnienia, okazuje się, że nie umiem cieszyć się tym wolnym czasem, nie mam co robić, z kim się spotkać, gdzie wyjść. Patrzę w lustro i wszystko co widzę, to zmęczoną życiem dziewczynę, która w niczym nie przypomina dawnej mnie. Tęsknię.

piątek, 1 kwietnia 2011

OBGRYZŁAM...


...paznokcie do łokci. Bolą mnie jak cholera, pulsują obłędnie przy każdym nacisku. Piekące kurewstwo na własne życzenie. Umówiłam się ze znajomym na wspólne ćpanie koki przy pierwszej nadarzającej się okazji. To raczej nie prima aprilisowy żart. Have a nice weekend. Get some sleep 'n relax!