czwartek, 14 listopada 2013

JADĘ SOBIE...


...spokojnie w tramwaju, podnoszę wzrok i widzę naprzeciwko faceta. Patrzę przez moment na niego i sobie myślę, że przypomina mojego ex. I tak co jakiś czas zerkam, aż w końcu zauważył i z bananem na ustach do mnie podchodzi. "Cześć, my się chyba znamy" - mówi. "Cześć, chyba tak" - odpowiadam z przekonaniem. Zdażyłam jeszcze powiedzieć, że miło go widzieć po latach i musiałam wysiadać. Wysiadł ze mną, bo ma biuro w pobliżu. "Jakie biuro?" - pytam. "Szkołę językową" - odpowiada. Biegle śmigał w trzech językach, uczył całe życie, to mu pogratulowałam tej szkoły. Już na przystanku. "A uczysz jeszcze?" - pytam. "Tak, angielskiego" - odpowiada. "A niemieckiego?". "Tylko angielskiego. Niemieckiego nie znam za dobrze". To mi się czerwone światełko włączyło, bo on native. Ale jak blondyna myślę, że może zapomniał i brnę dalej. "Muszę lecieć" - mówię po paru minutach. Już spóźniona. "To może wyskoczymy kiedyś na kawę, żeby spokojnie porozmawiać?". "Pewnie". Wymieniliśmy się wizytówkami. Na jego nazwiska nie ma, a na moją patrzy jakoś podejrzanie. Zostawiam go na tym przystanku. A po chwili dostaję smsa od Mariusza. WTF, jaki Mariusz?! Zabawne to było!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz