sobota, 29 stycznia 2011

PADAM NA RYJ...


…nie wyspałam się i do południa chodziłam z wkurwem na twarzy. Spotęgowanym zresztą przez utrzymujące się dzisiaj poczucie beznadziejności istnienia. Wolałabym ten dzień spędzić w łóżku, przykryta kocykiem, z kubkiem kakao w jednej ręce i pilotem w drugiej. A tak wzorowo wykonałam plan sobotni. Zakupy, rękodzieło, obiadek u przed-teściów. Kina, picia i gorącego seksu nie udało się zrealizować, ale jak już wspomniałam padam na ryj i to ostatnie rzeczy, o których teraz marzę. Dobrze, że wczoraj przed-narzeczony ogarnął lokum i nie muszę się dzisiaj walać o swoje brudne majtki.

2 komentarze:

  1. ja sie nie wysypiam każdego dnia...:D

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie poziom mojej agresji jest wprost proporcjonalny do stopnia niewyspania. Gdybym nie wysypiała się na co dzień, byłabym niebezpieczna dla otoczenia ;)

    OdpowiedzUsuń