sobota, 19 lutego 2011

REFLEKSJA...


...popołudniowa. Od poniedziałku do piątku zapierdzielasz jak jebany trybik w maszynie, żeby w sobotę móc odetchnąć i przespać pół dnia. Oto sens istnienia weekendów. Na śniadanie zjadłam pół piekarni. Obżarłam się jak tuczna świnia.

4 komentarze:

  1. Niestety...ja chociaż w tej chwili jestem bez pracy...to tez czekam na wekendy kiedy mozna z rodziną pobyć na dłużej,ale tu niestety ZOONK!bo...dzień jak co dzień zapierdziela sie po zakupy, sprząta, robi obiad , a godzinki lecą ,jedna pociecha to wieczorem kawiorsko i szampan! czyt.piwo ,żarło,i inne atrakcje:), a jutro...ból głowy! i dzień do dupy!eh...życie...życie, nikt nie powiedział przecież ,że życie będzie lekkie i przyjemnne

    OdpowiedzUsuń
  2. Frustruje mnie fakt, że jestem permanentnie zmęczona i w sobotę zamiast robić milion ciekawych rzeczy, po prostu przesypiam połowę dnia. Oby do wiosny! Liczę na przypływ energii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny blog!:) poobserwujemy się?:D <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Non, thx. Zapraszam, ale kółka wzajemnej adoracji nie obiecuję ;)

    OdpowiedzUsuń